Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Ale musiał?
Ostatnio (niestety) udowodniłyśmy, że niektórzy pracownicy Ratusza nienależycie wywiązują się ze swoich obowiązków.
I z grubsza i szczegółowo, bo w Biuletynie Informacji Publicznej można przeczytać, czym (powinno) zajmować się Biuro ds. Współpracy i Komunikacji Społecznej. Normalnie pracodawca i tak jest odpowiedzialny za swoich pracowników, ale w tym wypadku nawet bardziej, ponieważ Burmistrz naszą skargę odrzucił. Tym samym, trzeba przyznać – przyjął całkowitą odpowiedzialność za takie, a nie inne funkcjonowanie Urzędu. Czyli niech sobie każdy mieszkaniec pilnuje, czy na miejskiej stronie internetowej są wszystkie informacje i – co ważniejsze – czy są one rzetelne. Skąd ma wiedzieć, czy czegoś brakuje?
No nie wiemy, może niech się domyśli, czy coś…
Nie możemy i nie będziemy zgadzać się z takim podejściem. Dlatego, skoro Burmistrz uważa, że Biuro do spraw współpracy, nie jest odpowiedzialne za współpracę, ani za brak współpracy – napisaliśmy skargę na przełożonego. Czyli Burmistrza, który uchybień nie widzi, a tym samym uznaje, że wszystko dobrze działa.
My zobaczymy, jak działa Rada Miasta, do której wysłałyśmy skargę na takie widzenie. W Ratuszu pracują ludzie, którzy dostają pensje za wykonywanie rozmaitych obowiązków.
Łączy się to z drugą sprawą. Bo jakie to rozmaite obowiązki – szczegółowo są wykonywane, tego mieszkaniec wiedzieć nie powinien. Z jednej strony nie powinna nas dziwić niechęć do ujawniania, czym konkretnie każdy z urzędników się zajmuje.
Można byłoby – o zgrozo – imiennie wskazać niedopełnienie obowiązków. Ot, chociażby jak w naszym przypadku: brak aktualizowania informacji o organizacjach pozarządowych, czy zapraszaniu ich na konsultacje.
Można powiedzieć, że kult tajemnicy urzędniczej kwitnie. Różnica w tym względzie między Starostą, a Burmistrzem jest taka, że ten pierwszy najpierw uznał, że nie udostępni nam wszystkich zakresów czynności od ręki, a potem przekazał wyłącznie tych pełniących funkcje publiczne, natomiast ten drugi – udostępniając te same – odmówił nawet wydania decyzji administracyjnej w tej sprawie. Składałyśmy już skargę w tej sprawie, ale zastanawiałyśmy się, czy jest to na tyle istotna kwestia, aby bić się o nią w sądzie.
Wówczas sprawy nie kontynuowałyśmy. Ale jak wiemy dziś – niesłusznie.
Bo jak widać, w Ratuszu ktoś pracuje i coś robi, ale dobrze jest wiedzieć kto i co konkretnie.
Żeby Wam nikt nie powiedział, żeś obywatelu sam sobie winien, żeś sobie nie zrobił dobrze sam. Zamiast urzędnika. Którego praca polega na „urzędnikowaniu”.
A zatem – sprawa w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Tym razem – do skutku.
Może po naszej wygranej i Starostwo Powiatowe się ośmieli…